sobota, 13 czerwca 2015

OneShot 3#

...
- Tu cos jest !
- Daj sobie w koncu spokuj... -Powiedziala Sindy
- Tu serio cos jest !
Mowiac to wskazala palcem ciemne miejsce w rogu korytarza. W pewnym momencie cos sie tam poruszylo, obie dziewczyny powoli zaczely sie cofac do momentu az poczuly pod nogami, ze doszly do schodow. Odwrocily sie i zobaczyly, ze po drugiej stronie schodow znajduje sie korytarz, ktorego wczesniej tam nie bylo... Mrugajace swiatlo zaczelo gasnac w miare tego jak dziewczyny szly do pszodu, kolor scian roznil sie od tego w innych miejscach budynku, w zdluz korytarza ciagnal sie szereg niziutkich drzwi w kolorze ciemnego granatu ze zlotymi choc juz prawie pokrytymi rdza klamkami.
Doszly do najmniejszych drzwi... kiedy mialy zawrocic uslyszaly z srodka szloch kobiety. Pomyslaly, ze to moze Kathe i stanely w bezruchu. Nagle drzwi przed nimi otworzyly sie skrzypiac. Bez chwili wachania przyjaciolki weszly do srodka, nie wiedzialy czemu, cos je do tego popchnelo...
- Halo, jest tu kto? Halo, to ty Kathe?
Znowu uslyszaly szloch.
- Kathe, to ty?
Podchodzac blizej ujrzaly czyjas sylwetke. Cieniutkie promienie swiatla przebijajace sie przez szczeliny miedzy deskami zaslaniajacymi okno, oswiatlaly czyjas niewyrazna, zgarbiona sylwetke. Postac ta siedziala na brzegu wielkiego loza obrzuconego ubraniami, trzymala nisko zwieszona glowe miedzy rekami i plakala. W pokoju znajdowala sie tez lekko uchylona szafa z ktorej wypadaly niedbale ulozone kosmetyki. Trzask za trzaskiem tlukly sie po kolei, jeden za drugim az rozbily sie prawie wszystkie. Postac wstala podeszla do szafy i zaczela zbierac rozbite szklane flakoniki. Przyjaciolki stanely blizej siebie i znowu spytaly:
- To ty Kathe?
Postac wstala z ziemi, otrzepala ubranie z kurzu i stanela na bacznosc powoli odwracajac glowe w kierunku dziewczynek.
- Kkkkkattthe?? -Spytaly po raz ostatni jakajac sie z przerazenia...
Ciemna postac odwrocila sie w ich kierunku, jej ubranie bylo cale zkarwawione, niechlujnie zwiazane wlosy i te czerwone od zalu oczy dodawaly postaci tragizmu. Zarys glowy tej oto zjawy przechylil sie lekko w prawa strone, usta uniosly swe kaciki tak jakby chcialy sie usmiechnac lecz oczy pograzone nadal byly w rozpaczy.
- Moje, moje, moje...moje dzieci...moje dzieci...moje, moje, moje skarby...moje skarby...
Ciemna sylwetka zaczela przesowac sie w strone przyjaciolek, dziewczyny zaczely uciekac. W poplochu jedna z nich zgubila branzoletke...
Wybiegly z budynku, nieznana postac stanela w jego drzwiach krzyczac:
- On..on..on.. On zabil...on je zabil...on zabil moje dzieci...moje dzieci...moje ukochane...moje skarby...one je zabil...ZABIL!!!!
Sindy i Cate wiedzialy juz, ze to byla Kathe, tylko czemu nazwala je jej dziecmi?, a moze tylko chciala, zeby poznaly prawde o nich?, nie wiadomo... Moze chodzilo jej o te nagrobki, tak napewno o to chodzilo, no bo czemu niby mialaby plakac za nimi... Tak rozmyslajac dziewczyny wsiadly do samochodu, kiedy Cate zorientowala sie, ze zgubila branzoletke.
- Sindy ?
- Tak?
- Zgubilam branzoletke...
- Kupisz sobie nowa.
- Nie o to chodzi... Zobacz..
Cate miala na rece zamiast swojej branzoletki slady jakby pociela sie szklem, tylko, ze slady te byly juz prawie czarne...
- Musimy tam wrocic i dowiedziec sie co sie tak naprawde tam stalo.
- Dobrze...przyjedziemy tu jutro, do tego czasu sprobuj jakos zakryc ta rane.
Ruszyly do domu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz