piątek, 26 lutego 2016

... z życia wzięte ...

...myślała ze pewnie napisze do niej tuż po północy. Kiedy ona będzie już smacznie spała albo co bardziej prawdopodobne, wpatrywała się w zachmurzone, nocne niebo, swoimi czerwonymi od płaczu błekitno-szarymi oczami, w poszukiwaniu gwiazd, które dały by jej nadzieję, że mimo iż są chmury, znajdzie się maleńka, lśniąca iskierka nadziei.
Zamknęła oczy.
Kiedy je otworzyła niebo było jasne i pełne gwiazd, a księżyc ,którego wcześniej nie było, teraz był w pełni i wraz z nimi, zerkał na nią poprzez odsłonięte okno.
Przetarła oczy ręką i sięgnęła po telefon. Miała rację, napisał do niej i nie spóźnił się ani minuty. Na jej twarzy pojawił się uśmiech, ale nie taki zwykły, to był uśmiech tylko dla niego i mimo iż go nie widział, pewnie wiedział, że jest. Rozmawiając z nim czuła, że jest blisko, że troszczy się o nią i ją kocha. Nigdy czegoś takiego nie czuła. To jak magia.
Chciała mu odpisać, ale zamiast tego odwróciła się w stronę okna i przecierając dalej ostatnie łzy, spojrzała wprost w bezkres nocnego nieba. Z każdą sekundą myślała co ma teraz zrobić, w końcu.. zadzwoniła. Odebrał.. z cichym, ale wyczuwalm westchnieniem szczęścia, powiedział, że ją kocha i, żeby położyła się już spać, było bardzo późno. Ona zaś nie mogła wykrztusić z siebie ani jednego słowa.. W końcu kiedy zorientował się, że płakała, uspokoił ją, twierdząc iż królewnie nie wypada, po czym powiedział dobranoc i się rozłączył.
Odłożyła telefon, jej uśmiech zrobił się większy, zamknęła oczy i.. zasnęła. Teraz już mogła, usłyszawszy jego cudowny głos...

środa, 3 lutego 2016

"przemyślenia psychopaty"

"Żyjesz...
... i w pewnym momencie czujesz się jak ptak zniewolony przez otaczający cię świat, który zamknął cię w żelaznej klatce rzezywistosci i fałszywych uczuć, nie pozwalający rozwinąć skrzydeł i tracący na wartości. Na wszelkie sposoby próbujesz zerwać się do lotu, uciec od niego, zaszyć się we własnej rzeczywistości tak naiwnie wygenerowanej i udającej idealną, żeby tylko nie uczestniczyć w tej "prawdziwej"... Starasz się poruszać z jakże siłą przymocowanym i perfidnym uśmiechem ku uciesze gapiów i ludzi każdego pokroju. Zakładasz znowu kolejną bezsensowną maskę i wkraczasz z nią w resztę tego gówna, po ty by w nocy zamknąć się w swoim świecie, żeby nic już nie truło tego powietrza. Marzysz o wolności, o pozbyciu się dotychczasowej cielesnej powłoki i udaniu się w inne, lepsze miejsce, gdzieś gdzie ci wszyscy ludzie i ten zeszmacony świat nie będą mieli wstępu, gdzieś gdzie ty i twój cały wyimaginowany przez umysł sposób radzenia sobie, będzie cię w końcu nieosiągalni dla nikogo. Czujesz się niczym wybrakowany i bez użytku, jak następne stworzone przez społeczeństwo, ścierwo niewarte uwagi. Nie chcesz już dłużej ingerować w to bagno, chcesz żygać tym wszystkim, tym tym co potrafi tylko mieszać z błotem, chcesz zniknąć lecz to nikogo i tak nie obchodzi. Znowu zamykasz się w swoim świecie w nadziei, że tam nikt cię nie zniszczy, że będziesz bezpieczny, ale to chuj prawda... w końcu walczysz sam ze sobą, ze swoim myślami, ze swoją pojebaną psychiką, zabijając się od środka, nie zostaje z ciebie nic prócz  ochydnej powłoki nienadającej się do życia. Jesteś tak zniechęcony, że nawet ten popierdolony świat zaczyna mieć cię w dupie. Już nie jesteś zniewolonym przez niego tylko przez siebie, ta klatka jego rzeczywistości to teraz tylko coś co musisz otworzyć. Robisz to kiedy zamykasz drzwi swojej klatki, bo to ona teraz rządzi tobą, a raczej resztą ciebie, udajesz normalną osobę, a w głębi chcesz już z sobą skończyć... Kiedy to zrobisz, jesteś wreszcie wolny i wszystkie maski opadają na ziemię, nic już nie jest w stanie Ci pomóc, całe to ścierwo wreszcie jest pozbawione jednej z tylu chujowych marionetek. To koniec...
... po raz pierwszy czujesz się szczęśliwy, czujesz iż "żyjesz" choć to co po tobie zostało już dawno zmieniło się w codzienność. Nareszcie to wszystko zniknęło, teraz już żadne klatki, maski i te fałszywe uśmiechy nie zatrują twego powietrza, nie będzie Ci ono już nigdy potrzebne..."